Dla Roxy, mojej najlepszej przyjaciółki.
Chcę, żebyś wiedziała, że pisałam ten rozdział
na podstawie własnego życia, uczuć i obaw o przyszłość.
And i've always lived like this
Keeping a comfortable distance
And up until now
I had sworn to myself that i'm content
With loneliness
Samotny.
Czuję się cholernie samotny.
Coraz bardziej oddalam się od ludzi, zamykam się w sobie. Niby fajnie, ale dopiero teraz widzę tego konsekwencje. Straciłem kontakt z większością znajomych, prawie nigdzie z nikim nie wychodzę. Rzadko gadam z kimkolwiek zazwyczaj kończy się na marnym ,,cześć" i wymuszonym uśmiechu. Pamiętam, jak byłem duszą towarzystwa. Prawie nie było mnie w domu, każdy mnie znał i lubił. Miałem wielu kolegów, żadna impreza nie odbywała się beze mnie.
Później coś się spieprzyło.
Stopniowo przestawałem chodzić na imprezy, wykręcałem się ze spotkań ze znajomymi i coraz mniej się odzywałem. Zamykałem się w sobie. Zaczęły się problemy, popadłem w kompleksy i zaczęła się moja przygoda z autoagresją. Nie wiem, co było przyczyną tego wszystkiego.
Myślałem, że to dobrze, że odcinam się od świata. Samotność mi się podobała.
Ale tak naprawdę było okropnie, ona mnie niszczyła. Atakowała od wewnątrz, ale nikt o niej nie wiedział. Ja sam podświadomie wysyłałem maleńkie znaki, bezgłośnie i prawie niezauważalnie wołałem o pomoc, zanim będzie już za późno. Miałem wrażenie, że nikt tego nie dostrzega. Albo mi się tylko wydawało... Jedynie mama czasem coś zauważyła, ale ona nie potrafiła mi pomóc. Nie wie o mnie praktycznie niczego. Ja sam zdałem sobie sprawę z mojego podświadomego krzyku dopiero po kilku miesiącach, może nawet więcej... Wydaje mi się, że nikt nie widzi tego, że potrzebuję pomocy... A to wszystko dało o sobie znać, gdy już prawie było za późno.
Prawie.
Bo przecież zawsze jest nadzieja...
*
Starałem się trochę zbliżyć do innych ludzi. Nadal to robię. Nie unikam rozmów, jak wcześniej, czasem się uśmiecham. Ale nie mam nikogo bliskiego i to jest najgorsze. Niby mam kilku bliższych kolegów, czy też wspaniałą koleżankę, na których czasem mogę polegać. Miałem Davida... Jednak to nie to samo, co prawdziwy przyjaciel. Nie znam kogoś, komu bez przeszkód mógłbym powiedzieć o absolutnie wszystkich problemach, a on za wszelką cenę starałby się mi pomóc, czy chociaż pocieszyć. I to jest najgorsze.
Ja nadal szukam.
Jak najszybciej potrzebuję to wszystko z siebie wyrzucić, bo inaczej źle to się skończy...
Potrzebuję kogoś, kto będzie moim najprawdziwszym przyjacielem, bo jak tak dalej pójdzie to niedługo wyląduję w psychiatryku...
***
Wyszedłem z domu i naciągnąłem kaptur czarnej kurtki na głowę. Był deszczowy, chłodny poranek. Szybkim krokiem szedłem do szkoły pośród wielu kropel deszczu. Zatopiłem się we własnym świecie dzięki słuchawkom i muzyce, jaka z nich płynęła. Czułem się dobrze pośród deszczu i dźwięków ulubionych piosenek. Uwielbiałem to. Kochałem patrzeć przez okno na spadające krople albo wychodzić na spacer po okolicy. Było tam wtedy tak spokojnie, nikt nie opuszczał czterech ścian domu. Zazwyczaj szedłem do parku, gdzie opierałem się o drzewo i rozmyślałem. Pozwalałem pojedynczym kroplom spływać po mojej twarzy.
Idąc do szkoły byłem dziwnie spokojny. Nawet wszystkie smutki nie męczyły mnie tak, jak zwykle. Po prostu zmierzałem do celu pośród dźwięków muzyki, spadających kropel i własnych, pojedynczych myśli.
Byłem już blisko znienawidzonego budynku, gdy zobaczyłem jakiegoś chłopaka idącego z przeciwnej strony.
Wydawał mi się znajomy...
Kiedy się zbliżyłem, rozpoznałem Franka.
- Cześć - przywitałem się niepewnie, gdy razem przeszliśmy przez szkolną bramę.
- Cześć - rzucił od niechcenia, jak zwykle bez emocji.
- Co tam? - brawo, Gerard, lepszego tekstu nie miałeś?!
- Może być - odparł.
Weszliśmy do szkoły otrzepując się z kropel deszczu. Podszedłem do swojej szafki, aby wyciągnąć książki i schować mokrą kurtkę. Stojąc przy niej obserwowałem kątem oka poczynania Franka. Trochę się zdziwiłem widząc, że jego szafka znajduję się bardzo blisko mojej.
Wrzuciłem ubranie do szafki.
- A u ciebie? - zapytał znienacka. Trochę się zmieszałem i odpowiedziałem dopiero po krótkiej chwili.
- Dobrze - tak, skłamałem. Przecież wiadomo, że jest okropnie.
Zamknąłem drzwiczki i włożyłem kilka książek oraz zeszytów do torby przewieszonej niedbale przez ramię. Właściwie to nie wiem czemu wolałem nosić torbę zamiast plecaka... Tej zagadki narazie jeszcze nie wyjaśniłem.
Spojrzałem na chłopaka po mojej prawej stronie, który także kończył się przepakowywać. Przyjrzałem się jego profilowi.
Zielono-szare oczy uważnie obserwowały książki wpadające do torby. Jego kolczyk poruszał się lekko tylko dlatego, że przygryzał wargę od środka. Nie wiem, czy to ze zdenerwowania, czy to tylko taki jego odruch.
Bynajmniej to słodkie, przyznaj.
Odgoniłem szybko myśl, która przemknęła mi przez głowę. Była dziwna, jak cholera. No ale czego się spodziewać po zakompleksionym nastolatku z zaburzeniami psychicznymi i skłonnościami do autoagresji...?
- Co masz teraz? - spytałem Franka tylko po to, aby zażegnać krępującą ciszę.
- Eem... - mruknął i wyjął z kieszeni pomiętoloną kartkę. - Historię - odparł nadal wpatrując się w kawałek papieru.
- O, ja też.
W takim razie jedną lekcję na pewno będziemy mieć razem... No i teraz nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać.
- Idziemy? - powiedziałem i poprawiłem torbę na ramieniu patrząc na chłopaka.
- Mhm - mruknął i lekko zarzucił plecak na prawe ramię.
W ciszy skierowaliśmy się do sali historycznej.
***
- Way! Do odpowiedzi! - po szarej klasie rozległ się surowy głos nauczyciela.
Wstałem lekko z krzesła patrząc na pana Hogh'a. Stał przy biurku i mierzył mnie mrożącym krew w żyłach wzrokiem. To nie oznaczało nic dobrego...
- Streść mi ostatnie trzy lekcje - syknął.
Nie wiem, dlaczego był taki wkurzony...
Albo nie, jednak wiem.
Na każdej lekcji udaję, że mnie nie ma.
Siedzę sam, w ostatniej ławce przy ścianie. Zazwyczaj rysuję w samotności komiksy lub różne postacie nie odzywając się do nikogo i nawet nie podnosząc wzroku znad zeszytu. Tylko czasami byłem pytany z jakiegoś jednego zadania... Oczywiście ledwo je odnajdywałem, ale z udzieleniem dobrej odpowiedzi nie było tak źle.
Pech chciał, że historyk podszedł wczoraj do mojej ławki i przeglądnął zeszyt przeznaczony do ,,jego" przedmiotu.
No i się zaczęło...
Do tej pory był przekonany, że przez ten cały czas na lekcji ja robię zadania i spisuję notatki. Tymczasem zeszyt świeci pustkami. Jest tam raptem kilka tematów i jedna nieskończona notatka.
Gość postanowió dać mi teraz wycisk i pewnie stwierdził, że muszę ponieść ogromne konsekwencje w związku z ignorowaniem jego 'jakże wspaniałej' osoby...
Myślicie, że streściłem mu te lekcje?
Taa... ja też myślałem, że tego nie zrobię...
Ale Frank siedzący niedaleko zdążył podsunąć mi zeszyt z uzupełnionymi notatkami pod nos. Sam nie wiem, jak to zrobił i dlaczego to zrobił. Chyba wykorzystał moment nieuwagi Hogh'a uratował mi dupsko.
Kolejna jedynka w dzienniku nie wyglądałaby zbyt dobrze...
Jąkając się i próbując odczytać koślawe pismo Franka zdołałem zarobić czwórę...
Cholera, nigdy się nie odwdzięczę temu człowiekowi.
Usiadłem znów na swoim miejscu i uśmiechnąłem się do kolegi. Ten wymusił na sobie lekki grymas i zabrał zeszyt. Do końca lekcji nawet na mnie nie spojrzał.
***
-Frank! - zawołałem próbując dogonić chłopaka, który zdążył już dawno wyjść z klasy. - Dzięki za ten zeszyt, uratowałeś mi tyłek - powiedziałem, gdy już go dogoniłem.
- Nie ma sprawy - odpowiedział obojętnie.
- Człowieku, chyba nigdy nie zdołam ci się odwdzięczyć - lekko się uśmiechnąłem.
- Przecież to nic takiego. Poza tym, wcale nie musisz się odpłacać - wpatrywał się w przestrzeń przed sobą i szedł powoli korytarzem.
- Oczywiście, że muszę! Już dwa razy uratowałeś mi życie.
Spojrzał na mnie pytająco.
- Gdyby nie twoje notatki to moja matka by mnie chyba udusiła gołymi rękami... - zaśmiałem się.
Frank lekko uniósł kąciki ust i odwrócił wzrok.
- To... może wyjdziemy gdzieś wieczorem? Zabiorę cię na najlepszą pizzę w mieście! - uśmiechnęłem się szeroko - W końcu muszę ci jakoś podziękować, nie?
- Jaaasne - przeciągnął sylabę nie przestawając się delikatnie uśmiechać.
Zaraz... On się uśmiecha!
Ludzie, człowiek bez uczuć się uśmiecha!
I to za moją sprawą!
Chyba...
- To co, szósta może być?
- Mhm - zgodził się cicho.
Byłem bardzo zadowolony, że udało mi się wyciągnąć gdzieś Franka. Chciałem go bliżej poznać, ciągnęło mnie do niego. Dlatego w duchu już nie mogłem doczekać się wieczoru. Czułem, że dużo zmieni w moim życiu...
~***~
Ech, Kochani przepraszam, że tak długo czekaliście...
Jakoś tak nie miałam czasu ani ochoty, no to, aby przepisać ten rozdział.
I znowu pewnie za krótki...
No ale na kolejny znowu troszkę poczekacie, bo wyjeżdżam i nie będzie mnie trochę ponad tydzień. ;)
Narobiłam masę błędów, co...? Wytykajcie mi je, śmiało.
Trzymajcie się, zwłaszcza Ty, Roxy. <3
Później coś się spieprzyło.
Stopniowo przestawałem chodzić na imprezy, wykręcałem się ze spotkań ze znajomymi i coraz mniej się odzywałem. Zamykałem się w sobie. Zaczęły się problemy, popadłem w kompleksy i zaczęła się moja przygoda z autoagresją. Nie wiem, co było przyczyną tego wszystkiego.
Myślałem, że to dobrze, że odcinam się od świata. Samotność mi się podobała.
Ale tak naprawdę było okropnie, ona mnie niszczyła. Atakowała od wewnątrz, ale nikt o niej nie wiedział. Ja sam podświadomie wysyłałem maleńkie znaki, bezgłośnie i prawie niezauważalnie wołałem o pomoc, zanim będzie już za późno. Miałem wrażenie, że nikt tego nie dostrzega. Albo mi się tylko wydawało... Jedynie mama czasem coś zauważyła, ale ona nie potrafiła mi pomóc. Nie wie o mnie praktycznie niczego. Ja sam zdałem sobie sprawę z mojego podświadomego krzyku dopiero po kilku miesiącach, może nawet więcej... Wydaje mi się, że nikt nie widzi tego, że potrzebuję pomocy... A to wszystko dało o sobie znać, gdy już prawie było za późno.
Prawie.
Bo przecież zawsze jest nadzieja...
*
Starałem się trochę zbliżyć do innych ludzi. Nadal to robię. Nie unikam rozmów, jak wcześniej, czasem się uśmiecham. Ale nie mam nikogo bliskiego i to jest najgorsze. Niby mam kilku bliższych kolegów, czy też wspaniałą koleżankę, na których czasem mogę polegać. Miałem Davida... Jednak to nie to samo, co prawdziwy przyjaciel. Nie znam kogoś, komu bez przeszkód mógłbym powiedzieć o absolutnie wszystkich problemach, a on za wszelką cenę starałby się mi pomóc, czy chociaż pocieszyć. I to jest najgorsze.
Ja nadal szukam.
Jak najszybciej potrzebuję to wszystko z siebie wyrzucić, bo inaczej źle to się skończy...
Potrzebuję kogoś, kto będzie moim najprawdziwszym przyjacielem, bo jak tak dalej pójdzie to niedługo wyląduję w psychiatryku...
***
Wyszedłem z domu i naciągnąłem kaptur czarnej kurtki na głowę. Był deszczowy, chłodny poranek. Szybkim krokiem szedłem do szkoły pośród wielu kropel deszczu. Zatopiłem się we własnym świecie dzięki słuchawkom i muzyce, jaka z nich płynęła. Czułem się dobrze pośród deszczu i dźwięków ulubionych piosenek. Uwielbiałem to. Kochałem patrzeć przez okno na spadające krople albo wychodzić na spacer po okolicy. Było tam wtedy tak spokojnie, nikt nie opuszczał czterech ścian domu. Zazwyczaj szedłem do parku, gdzie opierałem się o drzewo i rozmyślałem. Pozwalałem pojedynczym kroplom spływać po mojej twarzy.
Idąc do szkoły byłem dziwnie spokojny. Nawet wszystkie smutki nie męczyły mnie tak, jak zwykle. Po prostu zmierzałem do celu pośród dźwięków muzyki, spadających kropel i własnych, pojedynczych myśli.
Byłem już blisko znienawidzonego budynku, gdy zobaczyłem jakiegoś chłopaka idącego z przeciwnej strony.
Wydawał mi się znajomy...
Kiedy się zbliżyłem, rozpoznałem Franka.
- Cześć - przywitałem się niepewnie, gdy razem przeszliśmy przez szkolną bramę.
- Cześć - rzucił od niechcenia, jak zwykle bez emocji.
- Co tam? - brawo, Gerard, lepszego tekstu nie miałeś?!
- Może być - odparł.
Weszliśmy do szkoły otrzepując się z kropel deszczu. Podszedłem do swojej szafki, aby wyciągnąć książki i schować mokrą kurtkę. Stojąc przy niej obserwowałem kątem oka poczynania Franka. Trochę się zdziwiłem widząc, że jego szafka znajduję się bardzo blisko mojej.
Wrzuciłem ubranie do szafki.
- A u ciebie? - zapytał znienacka. Trochę się zmieszałem i odpowiedziałem dopiero po krótkiej chwili.
- Dobrze - tak, skłamałem. Przecież wiadomo, że jest okropnie.
Zamknąłem drzwiczki i włożyłem kilka książek oraz zeszytów do torby przewieszonej niedbale przez ramię. Właściwie to nie wiem czemu wolałem nosić torbę zamiast plecaka... Tej zagadki narazie jeszcze nie wyjaśniłem.
Spojrzałem na chłopaka po mojej prawej stronie, który także kończył się przepakowywać. Przyjrzałem się jego profilowi.
Zielono-szare oczy uważnie obserwowały książki wpadające do torby. Jego kolczyk poruszał się lekko tylko dlatego, że przygryzał wargę od środka. Nie wiem, czy to ze zdenerwowania, czy to tylko taki jego odruch.
Bynajmniej to słodkie, przyznaj.
Odgoniłem szybko myśl, która przemknęła mi przez głowę. Była dziwna, jak cholera. No ale czego się spodziewać po zakompleksionym nastolatku z zaburzeniami psychicznymi i skłonnościami do autoagresji...?
- Co masz teraz? - spytałem Franka tylko po to, aby zażegnać krępującą ciszę.
- Eem... - mruknął i wyjął z kieszeni pomiętoloną kartkę. - Historię - odparł nadal wpatrując się w kawałek papieru.
- O, ja też.
W takim razie jedną lekcję na pewno będziemy mieć razem... No i teraz nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać.
- Idziemy? - powiedziałem i poprawiłem torbę na ramieniu patrząc na chłopaka.
- Mhm - mruknął i lekko zarzucił plecak na prawe ramię.
W ciszy skierowaliśmy się do sali historycznej.
***
- Way! Do odpowiedzi! - po szarej klasie rozległ się surowy głos nauczyciela.
Wstałem lekko z krzesła patrząc na pana Hogh'a. Stał przy biurku i mierzył mnie mrożącym krew w żyłach wzrokiem. To nie oznaczało nic dobrego...
- Streść mi ostatnie trzy lekcje - syknął.
Nie wiem, dlaczego był taki wkurzony...
Albo nie, jednak wiem.
Na każdej lekcji udaję, że mnie nie ma.
Siedzę sam, w ostatniej ławce przy ścianie. Zazwyczaj rysuję w samotności komiksy lub różne postacie nie odzywając się do nikogo i nawet nie podnosząc wzroku znad zeszytu. Tylko czasami byłem pytany z jakiegoś jednego zadania... Oczywiście ledwo je odnajdywałem, ale z udzieleniem dobrej odpowiedzi nie było tak źle.
Pech chciał, że historyk podszedł wczoraj do mojej ławki i przeglądnął zeszyt przeznaczony do ,,jego" przedmiotu.
No i się zaczęło...
Do tej pory był przekonany, że przez ten cały czas na lekcji ja robię zadania i spisuję notatki. Tymczasem zeszyt świeci pustkami. Jest tam raptem kilka tematów i jedna nieskończona notatka.
Gość postanowió dać mi teraz wycisk i pewnie stwierdził, że muszę ponieść ogromne konsekwencje w związku z ignorowaniem jego 'jakże wspaniałej' osoby...
Myślicie, że streściłem mu te lekcje?
Taa... ja też myślałem, że tego nie zrobię...
Ale Frank siedzący niedaleko zdążył podsunąć mi zeszyt z uzupełnionymi notatkami pod nos. Sam nie wiem, jak to zrobił i dlaczego to zrobił. Chyba wykorzystał moment nieuwagi Hogh'a uratował mi dupsko.
Kolejna jedynka w dzienniku nie wyglądałaby zbyt dobrze...
Jąkając się i próbując odczytać koślawe pismo Franka zdołałem zarobić czwórę...
Cholera, nigdy się nie odwdzięczę temu człowiekowi.
Usiadłem znów na swoim miejscu i uśmiechnąłem się do kolegi. Ten wymusił na sobie lekki grymas i zabrał zeszyt. Do końca lekcji nawet na mnie nie spojrzał.
***
-Frank! - zawołałem próbując dogonić chłopaka, który zdążył już dawno wyjść z klasy. - Dzięki za ten zeszyt, uratowałeś mi tyłek - powiedziałem, gdy już go dogoniłem.
- Nie ma sprawy - odpowiedział obojętnie.
- Człowieku, chyba nigdy nie zdołam ci się odwdzięczyć - lekko się uśmiechnąłem.
- Przecież to nic takiego. Poza tym, wcale nie musisz się odpłacać - wpatrywał się w przestrzeń przed sobą i szedł powoli korytarzem.
- Oczywiście, że muszę! Już dwa razy uratowałeś mi życie.
Spojrzał na mnie pytająco.
- Gdyby nie twoje notatki to moja matka by mnie chyba udusiła gołymi rękami... - zaśmiałem się.
Frank lekko uniósł kąciki ust i odwrócił wzrok.
- To... może wyjdziemy gdzieś wieczorem? Zabiorę cię na najlepszą pizzę w mieście! - uśmiechnęłem się szeroko - W końcu muszę ci jakoś podziękować, nie?
- Jaaasne - przeciągnął sylabę nie przestawając się delikatnie uśmiechać.
Zaraz... On się uśmiecha!
Ludzie, człowiek bez uczuć się uśmiecha!
I to za moją sprawą!
Chyba...
- To co, szósta może być?
- Mhm - zgodził się cicho.
Byłem bardzo zadowolony, że udało mi się wyciągnąć gdzieś Franka. Chciałem go bliżej poznać, ciągnęło mnie do niego. Dlatego w duchu już nie mogłem doczekać się wieczoru. Czułem, że dużo zmieni w moim życiu...
~***~
Ech, Kochani przepraszam, że tak długo czekaliście...
Jakoś tak nie miałam czasu ani ochoty, no to, aby przepisać ten rozdział.
I znowu pewnie za krótki...
No ale na kolejny znowu troszkę poczekacie, bo wyjeżdżam i nie będzie mnie trochę ponad tydzień. ;)
Narobiłam masę błędów, co...? Wytykajcie mi je, śmiało.
Trzymajcie się, zwłaszcza Ty, Roxy. <3
DZIĘKUJĘ! XD
OdpowiedzUsuńTen rozdział naprawę był taki noo... jak Ty. Gdybym miała opisać Twoje życie w takiej historyjce, to zdecydowanie wybrałabym ten fragment i skopiowała. :P
Świetnie poprowadziłaś akcję. Ani nic tu nie pędzi do przodu, ani nie ma zastoju. Jest idealnie. ;) Frank i Gerard chcą się poznać... To się ciekawie zapowiada... I chcę wiedzieć, co dokładnie się stało na cmentarzu!!! ;_;
Ej, Ty... Co ze szczeniaczkami? Kiedy chrzciny?? Weź mi je tu upchnij... Plisss... :P Jestem idiotą, jestem idiotą, jestem idiotą... Świruję! :O
Gerard rysuje na lekcji?! No żeby tak lekceważyć nauczyciela to to się w głowie nie mieści po prostu, no!
Co ja mam Ci jeszcze napisać? Nie potrafię zebrać myśli.. Za dużo się dzieje dzisiaj. O wyjeździe już Ci pisałam, wiesz,że Twoje opowiadanie jest zajebiste... Wszystko wiesz...
Chyba Cię rozczarowałam moim komentarzem, ale dzisiaj juz mam wszystkiego dość. Wszystkich pożegnań, stresu, zagadek, smutku...
Wybacz za ten komentarz, którego istnienie chyba nie ma najmniejszego sensu.
~Julka.
Nominowałam Cię do VBA!!!
Usuńhttp://in-the-world-of-rock.blogspot.com/
Tak długo czekałam na ten rozdział, ale oczywiście się nie zawiodłam :)
OdpowiedzUsuńDużo przemyśleń, uczuć, emocji Gerarda... Właśnie takie fan fiction lubię czytać.
Jestem bardzo ciekawa, jak przebiegnie ich spotkanie (jeżeli w ogóle do niego dojdzie).
Pisz, szybko kolejny rozdział, bo nie mogę już się doczekać :D
W wolnym czasie zapraszam do mnie. Mam nadzieję, że uda mi w przyszłym tygodniu dodać kolejny rozdział :))
Pozdrawiam i życzę duuużo weny :D
~ Pansy
Cześć Tina :D Pamiętasz mnie jeszcze? (Ta od bloga o LP- my fan fiction about linkin park) Jeśli tak, to gorąco zapraszam na nowy rozdział, stwierdziłam że będę kontynuować pisanie :*
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału, to super ci wyszło! *.* <3
pozdrawiam xox
Hym... Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale wcześniej nie miałam za bardzo czasu. Na początek powiem: interesujące. Pierwsza notka bardzo mnie zainteresowała, więc przeczytałam i resztę. Nie słucham i nie znam się na MCR, ale kij, z tym, poczytałam trochę na Nonsensopedii i coś już wiem xD
OdpowiedzUsuńPostaram się zawsze znajdować czas na czytanie twojego bloga, ale nie obiecuję, że zawsze będę komentować. Powód napisałam na swoim blogu (The Story of Lost Ones).
No więc, do następnego! ;3